Kocham moje dzieci ponad wszystko. Ale kocham też czas tylko
dla mnie, a te dwie rzeczy coś nijak da się połączyć. Tak więc od prawie pięciu
miesięcy zastanawiam się, dlaczego dwie godziny drzemki Krasnali są kompletnie
nierówne dwóm godzinom machania grzechotką, kiedy człowiek marzy o śnie? Kiedy
tylko Ci najmniejsi zamkną oczy staram się w biegu ogarnąć wszechobecny zamęt,
zrobić coś do jedzenia, napić się w międzyczasie i potem w planach jest
czytanie, ale plan planem, a czas czasem i się to wszystko mija. Więc albo
bardzo ślamazarnie sprzątam albo coś jest nie halo z tymi drzemkami i część
minut ginie w czasoprzestrzeni. Najpewniej kosmicznej.
Ale nie o tym. Nie o tym, bo ostatnio na własnej skórze
doświadczyłam, że jak zarobić to tylko na rodzicach małych dzieci. Do tej pory
hedonistyczny sposób wydawania pieniędzy był moją domeną (jest coś na koncie,
jest plan oszczędzania, potem coś tam pomruga do mnie z wystawy, potem do tego idealnie
pasuje coś z wystawy obok i plan na oszczędzanie odłożony na czas kolejnej
wypłaty), stojącą w opozycji do podejścia Zaślubionego. Potem jednak pojawili
się Oni i zdrowy rozsądek założył mi czarne okulary, dzięki którym nic już nie
mruga do mnie z wystaw, bo wszystko i tak przeliczone zostaje na pieluchy i
chusteczki nawilżone (których zapach już do końca życia chyba będzie wywoływał
u mnie gotowość do przewijania). Tak więc postanowiliśmy, jako świeżo mianowani
rodzice, że wydawać będziemy logicznie, cyklicznie, przemyślanie i rozsądnie.
Są rzeczy, które powinny być nowe, ale umówmy się, większość sprzętów, ubranek
i tym podobnych można kupić z drugiej ręki i nawet nie zauważyć różnicy. I w
sumie nam się udawało. Aż do zeszłego tygodnia.
Jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami leżaczków z drugiej ręki.
Grają? Grają. Bujają? Bujają. Interesują Krasnali? Interesują. W dobrym stanie?
W dobrym. No to git i słoneczko Ale
zdarza nam się również bywać, szczególnie często w jednym miejscu, więc
postanowiliśmy dokupić jeszcze dwa egzemplarze. I tu się zaczęło. Jako stała
część leżaczka (ta od bujania) postanowiłam urozmaicić sobie życie i wybrać
jakieś nowe modele. Niech chociaż melodia będzie inna, bo jeszcze kilka tygodni
kołysania do tej samej i wszystko będę deklamować w jej rytm. Szybki przegląd
portalu sprzedażowego, sortowanie od najtańszych, przeskok do średniej cenowej
i wybór prawie dokonany. Pięć typów zapisanych do obserwowanych i czekamy na
Zaślubionego. Wieczorną porą wspólne dokonywanie wyboru:
„Ten z delfinkiem jakiś taki…brzydki”.”Niby fajny, ale z
przesyłką ponad 200 pieluch wychodzi”(wspominałam już o naszej nowej walucie). „A
z tego to oni nie wypadną?”. „Ten leżaczek sprawdza się tylko do 8 kg, to już
niewiele czasu nam zostało”. „No proszę Cię, różowy??!!”.
Fakt, wszystkie jakieś średnie, ale przecież coś wybrać
trzeba. Potem nagle Zaślubiony przypomina sobie, jak mu kiedyś o jakimś „wypasionym”,
samobujającym się leżaczku opowiadałam, co go w TV widziałam (jak ją jeszcze
czas miałam oglądać). No pamiętam, no widziałam, ale koszt jego nawet na
pieluchy nie warto przeliczać. Ale skoro już o nich mowa to je sobie w Internecie
pooglądajmy (dzieci uśmiechnięte bujają się w nich wydając cudowne dźwięki,
które pewnie wyda i Twoje dziecko o ile Ty wydasz na to cudo. Ale przecież
śmiech dziecka bezcenny, TAK?), poczytajmy opinie (po 10 stronie zachwalania
nie wiedziałam czy czytam o leżaczku czy o świętym Graalu), zapoznamy się z
zaleceniami pediatrów. Potem powrót do rzeczywistości i „Delfinki już nie są
brzydkie, są paskudne”, „Tyle z przesyłką się nie opłaca! Jeszcze 10 takich i
mamy nasz wypasiony”, „Z tego wypadną na mur beton!”, „8 kg pewnie w opisie, a
przy 7 już się rozwali”, „Różowy i to jeszcze taki odcień, fuj, brzydal”. I na
nic wyszukiwanie innych. Jeden wzrok i już w powietrzu wisi niewypowiedziane,
że może jednak warto czasami zainwestować, przecież to dla dzieci, może i kosztuje,
ale stymuluje i ach i och i przecież ich dwóch, a kupujemy jeden, więc i tak
oszczędzamy. I oto, mili Państwo, po trzech dniach od tych dyskusji, jesteśmy
szczęśliwymi posiadaczami modelu o cenie powodującej, że lepiej, żeby Krasnale
za dużo w pieluchy nie robiły, bo ich może końcem miesiąca będziemy w gazety
owijać. Modelu, z którego cieszymy się tak, jakbyśmy się na nim sami mieli
bujać. Modelu…w ilości dwóch. Wiwat oszczędności!
8 kg to nie tyle wytrzymałość, co brutalna prawda - o ile pasy nie są 5-punktowe, tylko 3-punktowe jak w naszych, to po osiągnięciu imponującej wagi 8-9 kg Lusie przyłapaliśmy jak będąc w nich zapięte - stały opierając się dłońmi o podłogę, biodra mając dalej zapięte... i to był koniec używania bujaczków ;-)
OdpowiedzUsuńA z przesadnym oszczędzaniem przy dzieciakowych sprzętach dałam sobie spokój, jak mi chińska karuzelka tylko raz odegrała jedną z 5 melodii, po czym zwolniła, zamilkła, stanęła i została odniesiona do sklepu ;-)
P.S. Miss, ja Cię błagam, jak będziecie chcieli coś kupować/ pożyczyć to daj znać, na Boga!
Yyyy, rzeczywiście, nawet mi do głowy nie wpadło...najpewniej przez zmęczenie. Następnym razem od razu dzwonię w razie zapotrzebowania!
Usuńo jezusie macie te cuda bezobsługowe znaczy sie samobujające wibrujące itd... :)no to nic tylko tetry używać teraz ,gazety wiesz farba teraz do druku złazi się odbija i wogóle papier lakierowany to nie wchłania;)
OdpowiedzUsuńno to maja Krasnale BEEMKI pierwsze :)
Tetra, racja! Zapamiętane, przygotowane, bo TE cuda właśnie mamy!
UsuńA sprawdzają się tak dobrze jak w opiniach :D?
OdpowiedzUsuńJak już wyrosną, to na pewno odsprzedanie atrakcyjnych bujaczków będzie łatwe :)
Margo
Sprawdzają się idealnie! A sprzedaż mieliśmy od początku na względzie przy kupnie :).
UsuńNiech potem inni tetry używają :D
Ja tam czekam na model prasujący :-) U nas leżaczko-bujaczki jakoś nie wzubudzają zainteresowania Kluskozaurów. Za to waluta pieluchowa jak najbardziej na miejscu - średnia z ostatnich 2 tygodni - 19.4. Ja się pytam - jakim cudem
OdpowiedzUsuńA
Waluta rządzi, a kurs rośnie. Niedługo przerośniemy Euro ;p
UsuńZawsze to można było załatwić tak :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=KvlVKIuXGuI