Kończy się rok. Może jeszcze nie czas na bilans roku, który
tym razem był naprawdę wyjątkowy. Nie czas jeszcze na postanowienia i
obiecanki. Ale czas na porządek w rachunkach. Ponieważ marna ze mnie córka
oszczędności muszę się mocno nagimnastykować, żeby wszystko „stykło” i jeszcze
żeby zostało. Tak więc raz za czas trzeba przysiąść i zrobić mały bilans. I tak
oto było w tym tygodniu, dzięki czemu powstała lista dłużników. Niniejszym
rachunek wystawiam:
*ząbkowaniu – za pracę po nocach. Jako że praca w trybie
nocnym jest płatna podwójnie, a u nas jeszcze jest jej podwójnie dużo to
rachunek wystawiam czterokrotnie większy
*cellulitowi – za przydługawe zagoszczenie na moich udach.
Ja rozumiem, że jest prawo zasiedzenia, ale okres jest jeszcze za krótki, tak
więc za bezprawne wkroczenie na teren prywatny moich ud, zmianę aranżację
wnętrz i uporczywe trwanie mimo wielu prób eksmisji wystawiam rachunek wraz z
karą nałożoną za unikanie opłat
*czasowi – za to, że znika. Skraca sobie pobyt w mojej dobie
i ucieka, licząc że się nie zorientuję. Ale nie ze mną te numery, wiem, że są
24 godziny w cyklu dnia, a właściwie powinny być. W tym czasie da się wyrobić z
wszystkim, ja się nie wyrabiam z niczym, więc wiadomo – płacimy!
*pralce – za to, że
wcina skarpetki i jest na tyle perfidna, że zawsze wcina po jednej z pary,
żebym wiedziała dokładnie, że zginęła. Istnieje ryzyko, że gdyby pochłonięta
została cała para to nawet bym się nie domyśliła, więc cwaniara pożera jedną, a
drugą zostawia jako bilecik z wiadomością „znowu to zrobiłam”. Więc na listę
dłużników wciągnięto.
* metrażowi naszego mieszkania – za to, że nieustannie się
zmniejsza. Nagle o wszystko się potykamy, na połowę rzeczy nie ma miejsca w
szafce, a meble w salonie są wciśnięte pod telewizor, a nie jest możliwe, żeby
kojec dla dwóch małych Ludzików zajął tyle miejsca. Po prostu pokój nam się
zmniejszył. Kara!
*zielonym warzywom – bo nie smakują Ludzikom, a powinny. To
zapewne ich wina, więc wiadomo…
*każdemu obcemu, który na widok naszego wózka i Ludzików
pyta „Rozróżnia ich Pani?” – takie pytanie słyszę przeciętnie raz dziennie. Co
najmniej. Już mi nawet nie sprawia frajdy wymyślanie głupich odpowiedzi. A
nawet jeśli nie rozróżniam to co? Płacimy, będzie na pieluchy.
*brzuchowi – że się tak polubił z tymi dodatkowymi
centymetrami z ciąży, że rozłąka była bolesna, długa i wkurzająca. Głównie
mnie, więc teraz proszę o zwrot kosztów.
Jest jeszcze kilku dłużników na czarnej liście płac, ale na
teraz wystarczy, bo słońce jednak świeci, mimo że listopad trwa. Dlatego nie ma
co sączyć jadu, z powyższych rachunków coś na pewno się uzbiera!