sobota, 19 października 2013

Jaki ojciec, tacy synowie, czyli co Ludziki wyssały z mlekiem matki



Swego czasu reputacja Zaślubionego (który wtedy jeszcze Zaślubionym nie był, ale już Obiecanym) była dość mocno zagrożona dwoma zdarzeniami, które nastąpiły w niedużym odstępie czasowym od siebie. Zdarzenia te, same w sobie nawet zabawne, powstały na skutek zbiegów okoliczności, ale wskazywały na to, że w naszym domu często zupa jest za słona.
W  pierwszym przypadku moje oko zostało przez Zaślubionego zassane, na skutek czego powstała na około niego piękna malinka. Jak doszło do tego, że moje oko znalazło się na linii frontu, tego nie wiem do dziś, mogę jednak powiedzieć z pełnym przekonaniem, że malinka na oku wygląda jak konkretne limo, tyle że takie…trochę w kropki. Tak czy siak, jeszcze tego samego dnia z Zaślubionym poszliśmy w ludzi i szybko przekonaliśmy się, że tłumaczenie wszystkim, że to nie siniak, a zassanie nie bardzo brzmi wiarygodnie. Próbowałam potem jeszcze innych opcji – „uderzyłam się o drzwi”, „mam uczulenie”, „nie wiem skąd to się wzięło”. Każde z wyjaśnień i tak malowało na twarzy mojego rozmówcy litość i kierowało podejrzewające spojrzenie w kierunku niewinnego (przynajmniej umyślnego spowodowania) ówczesnego Obiecanego. Postanowiliśmy więc nie wracać do tematu, bo z każdym coraz mocniejszym opisywaniem, jak oko może znaleźć się w ustach i zostać potraktowane jak z odkurzacza, nijak miało się do tego, co sobie inny myśleli. Było minęło, koloryt skóry wrócił do barw tradycyjnych i nawet zostałoby to zapomniane, gdyby nie fakt, że kilka tygodni później, chcąc sprytnie wyciągnąć z górnej szafki papier, który stał za słoikami, w akcie lenistwa postanowiłam tych słoików nie ruszać, tylko jakoś zgrabnie dostać się na ich tyły. Jak to zwykle w życiu bywa, lenistwo średnio popłaca i jeden z litrowych słoików osunął się centralnie na moją twarz uderzając z impetem w kość policzkową i wykonując tym samym fioletową plamę. Może nawet w historię o tym, że to nie limo po pięści, a z osuniętego słoika, spotkałaby się ze zrozumieniem, może nawet wywołałby śmiech, ale ponieważ jeszcze kilkanaście dni wcześniej te same barwy miałam pod okiem, tym razem dowody obciążające były dość mocne. Tak więc musieliśmy potem odczekać kilka lat bezkolizyjnego życia, żebym przestała obawiać się telefonu z niebieskiej linii, po zgłoszeniu przez życzliwego. Na szczęście, dbając o dobro i wizerunek przyszłego Ojca dzieci moich, postanowiłam ostrożniej obchodzić się z moją twarzą, nie wpychać żadnej z jej części w miejsca, gdzie powietrze jest wciągane, a wszelkie przedmioty z górnych półek ściągać w kasku. I udało się, ale do czasu.
Jak wiadomo, z dziećmi bawić się należy, kontaktu nie unikać, a dotyk matki i przytulanie jest konieczne w wychowaniu spokojnego, zrównoważonego człowieka. Tak więc i poczyniłam, co przez ponad pół roku udawało się wzorowo. Kiedy jednak nastała era wkładania przez Ludziki do ust wszystkiego co popadnie, Ludzik numer dwa spróbował swąd swych dziąseł ukoić na mojej brodzie. I co? I znowu wróciły niechlubne wspomnienia, tuszowanie malinko-siniaka pudrem i tłumaczenia. W kilka dni później poczułam także moc ciosu „z główki” (zwanego czasami „z baranka”) w usta i wtedy odkryto przede mną fakt, że na wargach też fioletowe przebarwienia powstają. Teraz więc, nauczona doświadczeniem, nie komentuję, nie wyjaśniam. Bo coś mi się zdaje, że obarczanie siedmiomiesięczne dziecko o dwa lima to za dużo nawet dla najwierniejszych przyjaciół Zaślubionego.

Swoją drogą jest październik, a w naszym mieszkanie z każdego kąta wyskakuje biedronka…

10 komentarzy:

  1. Czyli tendencja jest W DÓŁ. Następnie będzie pewnie posiniaczony obojczyk, potem biust, potem pępek, itd, a jak przywalisz o jakąś barierkę paliczkiem u stopy z potomkiem na rękach jak ja ostatnio, proces uznać będzie można mniej więcej za zakończony ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo proces zacznie się od nowa...takie Oszukać Przeznaczenie;)

      Usuń
  2. Jeszcze krew sie pokeje podczas zabawy. My juz mamy pierwszy raz za soba jak mi synus paluszek do nosa wsadzil i jak zadrapal to sie polalo. Siniaki poki co zbiera drugi synus ktory odkrywa wlasnie uroki chodzenia a ze nozki chwiejne to sie obija tylko dlaczego to zawsze musi byc czolo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej czoło niż oko!;)
      A na krew jestem przygotowana zapasem plastrów!

      Usuń
  3. Czysta patologia! :)
    Margo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana, dobrze, że tylko biedronki, ja od dwóch dni w Bieszczadach rozglądam się wokoło, czy jakiś wilk, niedźwiedź lub ryś nie podąża w moim kierunku :) a miałam się odstresować... A jeśli chodzi o Ludziki, to myślę, że to początek niesamowitych historii, które niekoniecznie będą się kończyć malinko-siniakiem, ale częściej radosnym uśmiechem i spontanicznym przytuleniem :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki stres jest na wakacjach dozwolony, ale jakbym Cię mogła prosić to wróć w jednym kawałku, bo chciałabym się z Tobą spotkać ;)

      Usuń
    2. Wróciłam :) w jednym kawałku :) także szykuj się na spotkanie :)

      Usuń