poniedziałek, 8 lipca 2013

I masz tu, babo, wyjście z domu



Czasami uda się uciec. Zaślubiony zostaje z Krasnalami, nawet sam wymusza takie wieczory, tłumacząc, że „człowiek musi się przewietrzyć i pobyć bez dzieci”. Ja tam mam swoją teorię mówiącą, że zostaję wysyłana „do ludzi”, kiedy poziom mojej jasności umysłu spada do zera, „grucham i gaworzę” zamiast mówić, książki nie czytam, tylko nią poruszam czekając aż wyda jakiś dźwięk, zamiast jedzenia do ust pcham swoją pięść, a na widok wracającego z pracy Zaślubionego zaczynam machać rękami i nogami. Wtedy mam swój „out time”, pożytkowany różnorako, ważne żeby gdzieś z dala od dzieci, przyjemnie i żeby zmieścić się w dwóch i pół godzinie, bo potem baza wojskowa wzywa z powodu głodu żołnierzy, a generał w postaci Zaślubionego klucza do kuchni nie posiada.
Tak więc bywa, że idę do kosmetyczki. Na zabiegi TYLKO DLA MNIE! Gotowa na to, żeby moje dłonie znowu zaczęły przypominać dłonie , stopy wróciły do stanu przynajmniej wyjściowego i żebym pobyła w ciszy, słuchając muzyki. No i prawie się udaje, tyle że kosmetyczka moja to osoba wyjątkowo miła i empatyczna, która sprawdza się w roli rozmówcy, tak więc chcąc wykazać się swoją kindersztubą zawsze pyta o Krasnali. Odpowiadam zdawkowo, bo choć matką jestem kochającą nad życie to te kilkadziesiąt minut ma być TYLKO DLA MNIE! Odpowiadam więc zdawkowo, ale zawsze ktoś (patrz: inna klientka czekając na zabieg, której się nudzi, a która o dzieciach chętnie by porozmawiała, bo potem wraca do domu, gdzie niekoniecznie czekają na nią dwa egzemplarze) podłapie temat „bliźniaki” I się zaczyna:
„Bliźniaki, naprawdę?” – nie, na żarty.
„Chłopczyki czy dziewczynki?” – po połowie z każdego.
„Dużo pracy?” – nie, w czasie wolnym uprawiam jeszcze pole.
„A podobni?” – ta, do listonosza.
„A  moja koleżanka to ma koleżankę, której koleżanka też ma bliźniaki i one strasznie płakały w nocy.” – to tylko się cieszyć, że od bliźniaków oddziela Panią ściana dwóch koleżanek.
„Ale przynajmniej za jednym razem ma Pani dwóch i spokój” – tak, a że zawsze marzyła o szóstce to w następnej turze będą czworaczki.
Oczywiście odpowiedzi te daję w głowie, natomiast w głos wypowiadam grzeczne i uśmiechnięte zdania: „Naprawdę”, „Chłopczyki”, „Nie jest źle”, „ Trochę, ale do odróżnienia”, „Faktycznie, coraz więcej jest bliźniąt”, „Racja”.
Z gabinetu więc wychodzę szczęśliwsza, bo któraś z moich kończyn wróciła do normy, ale w głowie i tak Krasnale.
Zdarza się więc, że idę na koncert. Przygotowania logistyczne trwają od kilku dni, żeby dojechać na początek, posłuchać muzyki i zdążyć na wydawkę Krasnalom. Wybór pada na zespół z Argentyny, zapowiadany jako objawienie tango prosto z Buenos. Wypadam więc po kąpieli (Krasnali, na swoją czas miałam wcześniej w przelocie), lecę z biletem prawie przyklejonym na czole, żeby każdy widział, że NA KONCERT IDĘ, takam z tego dumna. Dumnam też, bo mam dwie i pół godziny, podczas których zespół ma grać, wpadam i…dowiaduję się, że mają dwugodzinne opóźnienie. Posłuchałam więc strojenia instrumentów, zobaczyła parę filmików puszczanych na rzutniku, pokrzyczałam na towarzyszki moje tego wydarzenia, które na nie wyciągnęłam (krzyk był konieczny, ponieważ w oczekiwaniu na muzykę puszczana była inna o sile miliona decybeli, więc o rozmowie mowy nie było), no i usłyszałam trzy numery, po których musiałam wracać.
Ale zdarza się też, że do miasta zagląda gość nie byle tam jaki, tylko Broszki, we własnej osobie! Pojawia się w poszukiwaniu grzywki, znajduje ją i czas na spotkanie ze mną w osobie własnej! Siadamy i pomimo godziny, jaką otrzymałam od swojej armii zbawienia rozmowa leje się strumieniem i nie przeszkadza mi, że rozmawiamy o dzieciach, bo jaka to kreatywna rozmowa! I jak pięknie się można przekonać, że są na świecie ludzie myślący podobnie do ciebie! I można się przekonać, że internetowe znajomości są warte zachodu! I w większości nie trzeba mieć na nie wychodnego! Może to i lepiej….

8 komentarzy:

  1. Tak tak, Miss, lepiej, lepiej internetowo. Dopiero następnego dnia dotarło do mnie, jaką moc miał mój głos w tym cudnym słodkim miejscu, w którym siedziałyśmy nie tylko my, ale i inni ludzie, pragnący wówczas odetchnąć i spokojnie napić się kawy. Ale ja zapominam, że skoro wokół nie ma decybeli z koncertowych giga-kolumn, to wcale nie trzeba krzyczeć. I ilekroć sobie przysięgam, że tym razem będę subtelna w mowie niczym prezydentowa Kwaśniewska, to nigdy mi się jeszcze nie udało. Nieokiełznanie wygrywa. Na przebaczenie nie śmiem liczyć, ale o zrozumienie niniejszym proszę ;-)
    A co do koncertu, powiedzmy sobie jasno, że w naszej sytuacji choćby i strojenie instrumentów na żywo to też spore osiągnięcie na drodze ocalania siebie ;-) Ściskam :-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Stanowczo nie zgadzam się z tym, jakobyś nie dostosowała głosu do miejsca!
    A co do koncertu to masz świętą rację...wróciłam naenergetyzowana i z mocą nowego powiewu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. zazdraszczam.....
    bardzo
    mam za..b w pracy poprosze o dobicie tym pamperem co broszki proponowała , o albo i papmperami Lusiów i Krasnali tak zbiorczo coby była pewność!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieeeeeee, lepiej zorganizujemy pampersjadę. Będziemy rzucać w innych!

      Usuń
  4. Ja nie mam nawet pół Krasnala, a czasu na manicure brak... Może to jest przyczyna dlaczego uchylam się od rozmnażania się: musiałabym gadać z obcymi ludźmi u kosmetyczki... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, może znalazłabyś w sobie tę asertywność, której mnie brakuje :). Wtedy żadna obca nie byłaby przeszkodą. A czerwony lakier na paznokciach bezcenny, z Krasnalami czy bez ;)

      Usuń
  5. Jak Wy się macie fajnie!!!! Też bym się chętnie z Tobą spotkała!:)
    Podejrzewam, że rozmowa byłaby też tak samo rozkoszna jak czytanie:)
    B.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to mnie dziewczyny uznacie za szalona ale z dwojka bobaskow w domu staram sie wlasnie o prace w ..... przedszkolu :) zyczcie mi szczescia zebym prace dostala i zebym nie zwariowała

    OdpowiedzUsuń