niedziela, 6 marca 2011

Tak właściwie to o niczym...

Natchniona uwagą męża, że dawno nic nie pisałam oraz poczuciem, że aby blog chociaż dyszał, bo życiem to chyba ciężko nazwać, trzeba czasami coś opublikować, postanowiłam zebrać się w sobie i coś stworzyć. Tylko o czym? O dzieciach i szafie już było, o chorowaniu i wypoczywaniu też…więc właściwie zostaje mi iść na żywioł. Mogłabym skupić się na ostatkowym wieczorze, który był wyjątkowy i tym bardziej udany, że w wymarzonym składzie, ale dzisiejszy ból głowy mógłby wkraść się w ten post i popsuć wszystko. Już wystarczy, że opiera się na moim karku i sobie macha nogami. Mogłabym opisać życie korporacji, które obserwuję od jakiegoś czasu, ale ponieważ czeka mnie teraz 40 dni życia bez możliwości spania dłużej niż do 8 , mogłabym być niesprawiedliwa, bo w sumie ta korporacja póki co daje mi więcej plusów niż minusów. Mogłabym też porozważać na temat nadchodzącej wiosny i słońca, ale pomimo plusowych temperatur w dzień wczoraj w okolicach trzeciej nad ranem zaczął na głowę padać mi śnieg, po którym, na szczęście nie było rano śladu. Mogłabym nawet podejrzewać, że ten śnieg to wymysł mojej wyobraźni, ale mam świadków. I tak dochodzę do wniosku, że może lepiej nie napiszę nic. Prawie nic…

1 komentarz:

  1. Twoje "prawie nic" rozbawiło mnie w pracy;)
    Możesz właściwie częściej pisać takie nic! A ja będę czytać to co rano w pracy i poprawiać sobie robocze dni.

    OdpowiedzUsuń