Były wakacje i reset. Czas idealny, podczas którego ja odpoczęłam,
bo robiłam 50% tego, co muszę robić na co dzień. Zaślubiony chyba mniej
odpoczął, śmiem twierdzić, że były to jego najbardziej pracowite wczasy. Ale
dzielnie parł do przodu, bez narzekania i nawet z uśmiechem. Było nawet
spotkanie na szczycie bliźniaczym i jedno Wam powiem – dwa namioty na plaży,
dwie pary rodziców i czwórka dzieci w tym samym wieku, a do tego dwa podwójne
wózki robią wrażenie. Nawet Ci, którzy zwykle udawali, że się nie patrzą w tym
wypadku zapominali, że mają patrzeć tak, żeby inni nie widzieli, że się patrzy.
Potem nastąpił powrót
i mały matczyny dramat. Nie w związku z powrotem do codzienności, ale
dlatego, że Ludziki (po 7 na wadze Krasnale przemianowane zostały na Ludziki,
bo plizzzz, kto widział 7 kilogramowego Krasnala??!!) postanowiły wcale nie
spać, a ten czas spożytkować na płacz. Potem w ciągu dnia odbijało się
niewyspanie, ale przecież nie warto spać, lepiej płakać. I z tego zmęczenia
koło się nakręcało, a ja każdego dnia coraz bardziej przypominałam zombie.
Zaślubiony też (bez wypominania). W rezultacie przez zmęczenie złapałam katar i
poczęstowałam nim wszystkich innych domowników.
Do tego opanowana została sztuka pełzania na plecach, więc
można grać w grę „zgadnij, gdzie Ludź zajdzie”. Trzeba więc potem włączyć
szybki proces decyzyjny i kalkulację, którego pierwszego sprowadzać na miejsce.
Zwykle przeanalizować trzeba wszystkie możliwe zdarzenia typu – Ludziowi pod
komodą może przyjść do głowy próba jej podniesienia (głowy nie komody), co może
skutkować guzem, ale Ludziowi pod balkonem może zachcieć się zakosztować
świeżego powietrza, a jak wiemy balkon to nie najbezpieczniejsze miejsce na zabawę,
więc tym razem ten Ludzik wygrywa.
Więc gdyby ktoś pytał czemu, po co, jak i przez co to to
jest krótki opis usprawiedliwiający przerwę.
A prawda jest też taka, że miał być koniec, ale mała wiadomość na książkotwarzy poruszyła trochę wenę i pomysł, na potrzeby tego wpisu, został zawieszony.
A prawda jest też taka, że miał być koniec, ale mała wiadomość na książkotwarzy poruszyła trochę wenę i pomysł, na potrzeby tego wpisu, został zawieszony.
Zawieszony został też przez to, że Ludziki pospały. I ja.