czwartek, 19 lipca 2012

Powrót do gry- nie o Euro


Po prawie dwóch miesiącach wyjętych z życiorysu zaczęłam wychodzić na prostą. Powoli i mozolnie, ale wychodzę. Rano w dalszym ciągu wydaje mi się, że ktoś położył mi kamień ważący tonę na głowę, a to w lustrze to nie mogę być ja, ale tendencję widzę wzrostową. Dlatego też postanowiłam mieć teraz trochę czasu dla siebie.  Czasem dla siebie nazywam okres, kiedy się sama odrobinę podopieszczam – zrobię kurację na włosy, o jakiej myślałam od dłuższego czasu (wykonano), kupię tusz do rzęs, który jest dla mnie absolutnym numerem jeden (wykonano), zastosuję sobie dietę, o jakiej już jakiś czas myślałam (w trakcie wykonywania), zdecyduje się na makijaż permanentny oczu- szczyt lenistwa, ale dla dobra poranka (w trakcie rozważań nad wykonaniem), znajdę sposób, żeby 8 godzin w pracy mijało mi szybciej, a reszta po pracy wolniej (w trakcie poszukiwań), nauczę kota sprzątać mieszkanie (opór materii- obawiam się, że niewykonalne, ale wiarą świat budowano), jak nie nauczę kota to znajdę sposób na autosprzątanie, jakie mieszkanie będzie przeprowadzało samo (odroczone na czas nauki kota), do swojej garderoby dodam nowe sukienki i buty na obcasie, a wyrzucę to, w czym nie chodzę (wykonano połowicznie- nowe rzeczy zakupione, stare ciągle w szafie) i wreszcie nadrobię braki towarzysko-książkowe (odroczone do czasu wyspania).W planie jest jeszcze jakiś szybki wyjazd, zabieg na twarz (na który wybieram się od jakiś dwóch lat) i powrót do regularnych ćwiczeń, od których przez ostatni miesiąc zdążyłam odwyknąć. No i może w międzyczasie odpocznę…