niedziela, 28 kwietnia 2013

Ręce i nogi



Problem ewolucyjny pod tytułem „po co człowiekowi dwie nogi i ręce” uważam za rozwiązany. Odpowiedź bynajmniej nie w chodzie czy chwytności. To byłoby za proste, wtedy może byśmy pełzali, może chwytali zębami, może wyrosłyby nam skrzydła. Powód jest zupełnie inny – żeby zająć się dziećmi, szczególnie jeśli trafi się człowiekowi sztuk dwie w czasie tym samym. Wtedy to te cztery kończyny, podzielone po dwie na górę i na dół, to i tak mało.
Tak więc, jeśli człowiek je śniadanie w porze, kiedy je się na Śląsku obiad (nie jestem zwolenniczką wczesnych obiadów, ale tez śniadanie lubię zjeść przy telewizji śniadaniowej, a nie w porze południowych wiadomości) po tym jak wykarmił, przebrał razy naście, ukochał, sto razy włożył smoczka, uspokoił i dał się nabrać, że mu się udało wreszcie zdobyć, może potrzebować kończyn w ilości wszystkie. Kiedy bowiem pierwszy kęs zostaje zapodany do ust, do czego jednak z przyzwyczajenia używa rąk, może usłyszeć przeraźliwy ryk sygnalizujący konieczność interwencji. Ryku tego nie da się zignorować, ponieważ jego natężenie grozi utratą dobrych układów sąsiedzkich, wytworzeniem się wrzodów żołądka, utratą słuchu i ogólną utratą witalności, nie mówiąc już o ledwo co wytworzonych strunach głosowych u rykodajców. Tak więc, wyżej wspomniany człowiek musi dotaszczyć do kuchni leżaczki w dwóch egzemplarzach, do nich zaś włożyć sprawców zamieszania i bujać (inaczej opcja leżaczka nie ma sensu, spowoduj to jedynie, że ryk będzie bliżej jedzącego). Ponieważ, jak już wcześniej wspomniano, ręce zajęte są przekazywaniem pożywienia z talerza do ust w celu bujania używa się nóg. Po jednej na sztukę.
Kiedy człowiek stara się wyprasować coś (patrz: bluzka, koszula, sweterek ect.), co i tak po dwóch minutach noszenia dziecka na rękach będzie wyglądało jak przed prasowaniem , a jednocześnie uspokoić musi Krasnala sygnalizującego niewtajemniczonym, że właśnie obdzierany jest ze skóry, nie zostaje nic innego jak dosunąć opisany już bujaczek pod deskę do prasowania, a swoje kończyny wykorzystać w następujący sposób: górna pierwsza do poruszania żelazkiem, górna druga do przytrzymywania materiału, dolna pierwsza do zachowania równowagi i kontaktu z podłożem, dolna druga do bujania.
Gdy człowiekowi zdarzy się sesja płaczu u obu Krasnali jednocześnie, którzy to wspólnie obmyślili, że hasłem na milczenie jest kołysanie się w ramionach rodzicielki, to owa rodzicielka musi wykorzystać swoje kończyny w określonej sekwencji, która zapewni stabilną pozycję sylwetki, wsparcie ręki trzymającej Krasnala poprzez podparcie się o kanapę nogą, manewr głaskania, tudzież wkładania do ust drugiego Krasnala smoczka kończyną nie trzymającą pierwszego.
Po takich operacjach powiedzenie „nóg nie czuję” jakoś się nie ima…
A na marginesie : czy to normalne, że w niedzielę lubię podawać do wieczornego stołu w towarzystwie zwierzeń alkoholika Krzysztofa? Czy już zapodaję potomkom swym jakieś podprogowe sugestie?

środa, 24 kwietnia 2013

NIe ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi



Zainspirowana wpisem Broszki odnośnie pytania, jakie często słyszy, naszła mnie myśl pewna. Ponieważ rzeczywiście pewne zapytania pojawiają się bardzo często,  może nawet za często, postanowiłam umieścić je tutaj wraz z odpowiedziami i kiedy znowu padną odeślę pytającego na tę stronę.
„Jak sobie dajecie radę?” – nie dajemy, codziennie opieka społeczna depcze nam po piętach.
„Jak karmisz?” – doustnie.
„Jak śpią?” – z zamkniętymi oczami.
„Często płaczą?” – nie, kiedy coś im jest po prostu nam o tym mówią.
„Jak to jest mieć dwójkę na raz” – tak jak jedno, tylko razy dwa.
„Cesarka jest jednak lepsza od porodu naturalnego, nie?” – jako ekspert  w tej dziedzinie, po siedemnastu porodach, jestem za porodem siłami natury.
„Są do siebie podobni?” – nie, skąd, przecież to tylko bliźniaki.
„Ciężki ten wózek?” – nie, bo te bliźniacze robi się z waty.
„Ubieracie ich w to samo?” – tak, pół dnia ubranko nosi jeden, potem kolejne pół drugi.
„Wstajecie do nich w nocy?” – nie, sami się obrabiają wzajemnie.
„Wysypiasz się?” – jak dziecko. Cokolwiek to znaczy, ale śpię w nocy prawie tyle ile Krasnale.
„Rosną?” – nie, od tygodnia się kurczą.
Podejrzewam, że padnie jeszcze wiele pytań, ale póki co te wystarczą. Ktoś chce coś jeszcze dodać?

niedziela, 21 kwietnia 2013

Czas spacerowy



Sezon wiosenno-letni rozpoczęty, a wraz z nim spacerowo. Spacerem nasze przechadzki ciężko nazwać, bo są one bardziej pchaniem wagonu po wertepach. Ja naprawdę nie wiedziałam, że my mamy takie chodniki... Trasa musi być dokładnie zaplanowana, żeby nagle człowiek nie stanął przed górą, w połowie której pada na twarz, bo w sumie jeszcze się dzieciom przyda (człowiek, nie góra).
Spacery mają też to do siebie, że Krasnale śpią w ich czasie jak susły. Nie straszne im podskoki, bujanie, trzepanie i hałas. Po powrocie jednak następuje poważny konflikt interesów podczas którego wyspane i dotlenione nie mają już ochoty spać, natomiast ich rodziciele w ilości dwóch zasypiają na stojąco. Wtedy więc następuje walka charakterów, którą za każdym razem wygrywają Ci co położeni razem ledwie osiągają metr. Tak więc my, którzy położeni razem osiągnęlibyśmy metrów ponad trzy, kompletujemy sińce pod oczami i kolekcjonujemy marzenia o przespanej nocy. To drugie osiąga jakieś szczyty szczytów, bo na wiadomość, że Zaślubiony pozostawia mnie na noc sam na sam z Krasnalami na rzecz wyszkolenia się, nie przeraziła mnie wizja samotnej doby bez pomocy, a narodziła się zazdrość, że oto On, towarzysz niedoli w doli będzie się mógł WYSPAĆ!!!!!
Spacery mają również to do siebie, że są okazją do szczegółowych obserwacji, na które wcześniej człowiek czasu nie miał biegnąc lub przejeżdżając. A to nowy dom, którego architekt albo też miał Krasnala i do projektowania zabrał się po spacerze albo budowlańcy projekt oglądali do góry nogami, a to nowy kolor elewacji wskazujący, że wybór farby został dokonany albo podczas solidnej libacji albo tam też rządzi Krasnal. Ale, może z racji wykształceniowej, największe odkrycia dokonuje się na gatunku ludzkim. Pchając wózek mieszczący Krasnali sztuk dwie mija się ludzi, których podzielić można na trzy kategorie: tych, którzy już to widzieli i raczej ich to nie rusza (5%), tych, których rusza to bardzo i nie omieszkują wskazywać wózka palcami, rzucać komentarz mniej lub bardziej pochwalny, gapiący się wprost i na bezczelnego (20%) i Ci, których rusza to najbardziej, ale udają że wcale tak nie jest , więc nadwyrężają swoje oko w kącie bocznym mijając nas i rzucając tylko ukradkowe (ich zdaniem) spojrzenia, odwracają głowę niby przypadkiem, a na ich twarzach wyczytać można chwilową pochwałę dla celibatu (reszta procentowa).  A my? Nas to nie rusza, bo albo właśnie przepchaliśmy wózek przez połowę miasta (życie w okolicach gór ma wiele zalet, ale jazda innym pojazdem niż auto odciska swoje piętno) albo jesteśmy po przegranej batalii nocnej przez co jawa miesza się ze snem. Więc wybaczcie, jeśli blog ten niebawem zacznie odznaczać się bezskładniowymi wpisami lub nowym dizajnem bez ładu i składu. Kiedy Krasnale pójdą na studia wszystko na pewno wróci do normy!
A na teraz prawda wygląda tak

środa, 10 kwietnia 2013

Lirycznie



Była kiedyś taka piosenka „Przewróciło się, niech leży”. Odkąd Krasnale są na świecie tekst tej piosenki nabrał dla mnie nowego znaczenie. Nie oznacza to, że Perfekcyjna Pani Domu wyszłaby z naszego mieszkania z czarną rękawiczką, ale pewne kanony uległy diametralnej zmianie. Znaczy to więc nie mniej nie więcej, że pewne rzeczy przestały mnie drażnić. Nie doszłam jeszcze do stanu, w którym nie zauważałabym okruszków pod kanapą czy kurzu na książce, ale potrafię odpuścić, jeśli tych okruszków jest tylko parę, a kurz osiadł dzisiaj a nie przed miesiącem. Podobnie z resztkami i papierkami. W czasach przedkrasnalowych nie było mowy o zjedzeniu i pozostawieniu skórki od banana czy woreczka po chrupkach na blacie przez chociażby ułamek sekundy. Teraz może tam pozostać do pierwszego wolego momentu, który wypada czasami za godzinę.
Była kiedyś taka piosenka „..i nawet kiedy będę sam…”. Teraz i na nią patrzę inaczej, bo właśnie zaczyna do mnie docierać, że sama to ja już rzadko będę. W hołdzie Zaślubionemu napisać muszę, że dba on o zdrowie psychiczne małżonki swej, wysyłając mnie regularnie na dwugodzinne wietrzenie umysłu. Podczas tych sesji tak naprawdę nie wiem co ze sobą zrobić. Słucham radia, a właściwie Antyradia i połowa żartów mi umyka, bo jakaś ostatnio jestem rozkojarzona. Potem jadę autem w tempie niedzielnego kierowcy, bo jakoś szybciej nie ma po co. W pierwszym tego typu bytowaniu pozakrasnalowym poszłam nawet na zakupy, podczas gdy Zaślubiony, a ojciec Krasnali, wybrał się z synami swoimi na badanie krwi. Szum się zrobił w laboratorium, bo sam tata, taki dzielny, BEZ MAMY z dziećmi, DWÓJKĄ, przyszedł. Na magiczne pytanie GDZIE MAMA (w domyśle wyrodna kobieta, zostawiająca dzieci dzielnemu mężczyźnie) Zaślubiony postanowił bronić PRu małżonki krótkim stwierdzeniem „u lekarza”. Także z wizyty u lekarza mama dwie sukienki przyniosła, więc wynik całkiem udany. Ale ja się pytam czy mnie kiedyś ktoś zagadnie, jak sama będę z Krasnalami pomykała, gdzie tata? Bo jeśli tak, to w ramach rewanżu Zaślubionemu, obronię jego honor i powiem „z resztą dzieci”. Odpowiedź więc już mam, ale i pewność, że pytanie nie padnie.
Była kiedyś taka piosenka „ nie nie nie, nie to nie, mówię nie gdy myślę nie..”. I najchętniej śpiewałabym ją każdemu w twarz, kto jeszcze raz zapyta mnie czy mój poród był planowany na 18 marca. TEGO 18 MARCA.  Wiem, że to śmieszny zbieg okoliczności, że pierwsze skurcze odczułam zaraz po wybiciu północy dnia, kiedy matka może być etatową na rok, ale po kiego grzyba miałabym wyjmować na zawołanie krasnali 4 tygodnie wcześniej?! Rodząc w terminie też wliczyłabym się w tą zabawę. Ale nawet kiedy to tłumaczę widzę w oczach „taaaa, jasne…!”. Niech więc zostanie, że jestem jedną z pierwszych matek drugiego kwartału na rządanie. Jak dla mnie mogę być nawet ósmego.

środa, 3 kwietnia 2013

Bilans zysków i strat



No i minęły dwa tygodnie. Dwa tygodnie próby odróżnienia łkania od płaczu, snu od drzemki, marudzenia od komunikowania bólu. Dwa tygodnie spędzone w rodzinnym gronie, z przerwami na krótkie wizyty.
Rezultat i wnioski?
Nie każde miauknięcie płaczopodobne coś oznacza.
Spanie jest fajne, ale lepiej idzie w dzień. W nocy niekoniecznie.
To, że Krasnal przestaje jeść nie oznacza, że chce odejść „od stołu”. Warto czasem poleżeć opierając głowę o „stół” (nie muszę chyba pisać która część mojego ciała jest „stołem”).
Nikt nie lubi zasiadać o stołu z „pełnymi portkami”. Każdy jednak uwielbia podczas jedzenia znowu je napełnić. Producenci pieluch wielbią Krasnale.
Krasnale mają wyjątkowy dar wyczucia, kiedy na sekundę odwrócisz głowę podczas przewijania. Właśnie wtedy postanawiają jeszcze opróżnić pęcherz. Do prania ciuchy przewijanego i przewijającego.
Niezależnie ile masz ciuszków, przy dwóch Krasnalach pralka idzie codziennie.
Ograniczając życie „pozakrasnalowe” narażasz się na zmianę tematyki żartów wewnętrznych. Głównym obiektem żartów stają się więc pieluchy, ich wypełnienie i mleko…no comments.
Stając się generalnym żywicielem rodziny zaczynasz jeść jak drwal. Chociaż czasami podejrzewam, że i oni jedzą mniej.
Po dwóch godzinach snu można się poczuć jak nowonarodzony.
Telefon może być wyciszony przez dwa tygodnie i nie tęskni się za jego dźwiękiem.
Pomimo tego, że Krasnale są lokatorami mieszkania dopiero od 14 dni to ich rzeczy są praktycznie w każdym kącie.
Można nie rozumieć o co chodzi z tym fotografowaniem stópek, a i tak samemu się to zrobi.