piątek, 3 sierpnia 2012

Etap przejściowy

Jestem na etapie przejściowym w praktycznie większości dziedzin życia. Włosy właśnie mi odrastają, niby są półdługie, niby da się je spiąć, niby nie są złe, ale są. Co rano układają się w piękne nie-wiadomo-co. W spiętych przylegają do głowy niezależnie od upięcia czy podniesienia, w rozpuszczonych każda fala swoje nuty gra i w sumie symfonii z tego nie będzie. Nawet o hit pop ciężko. No więc czekam aż osiągną długość, kiedy przestaną opierać się na ramionach tworząc „urocze” powinięcia Heidi.
Jestem na etapie przejściowym z sezonem urlopowym. Zamiast zabrać dwa tygodnie pod rząd szczypię się z wolnym i biorę po jednym dniu, żeby oszukać organizm, że niby wakacje, ale wakacje takie mini, bo potem będą maxi. Tylko nie wiadomo, kiedy to potem, więc tak sobie przerzucamy terminy i w sumie nic nie wiadomo i właściwie to jestem ciągle przed, ale ponieważ w styczniu urlop zaliczyłam to jestem już po i tak sobie dyndam w czasoprzestrzeni, machając nogami.
Jestem na etapie przejściowym w relacji ze swoim ciałem. Dzięki kuracji, na którą zdecydowałam się dobrowolnie i bez pistoletu przy głowie, wahania wagi w ciągu miesiąca są jak w zoo – od małej małpy po goryla. Przekrój mojej szafy zadowoliłby teraz większość kobiet – każdy rozmiar, każda szerokość. Co za tym idzie to i humor wzrasta wraz ze stratą ciała i maleje wraz z jego wzrostem. Nabieram podejrzeń, że to jest ze sobą jakoś sprzężone i jeśli tu jest więcej to tam będzie mniej. Inaczej tego nie wyjaśnię.
Jestem na etapie przejściowym w temacie szkoły. Jedną niby kończę, drugą zaczynam, a w sumie to ani pierwsza ani druga, bo już któraś z kolei, końca tego nie widać, plany niby są, ale poczekać trzeba, pooddychać głęboko, dać sobie czas, a będzie jakoś.
Jestem na etapie przejściowym jeszcze w kilku innych kwestiach, ale wiedząc, że Zaślubiony czasami tu zagląda dodam, że w tej kategorii swojego życia nie planuję przejść. Co najwyżej małe rewolucje, ale o tym, Kochanie, w domuJ